Italia’22: dzień 3, czyli Florencja robi wow!

Dworzec główny Milano Centrale jest gigantyczny! Podobno największy w Europie pod względem kubatury. 24 tory przebiegają na poziomie wysokiego piętra, wbijają się od północy wgłąb miasta i kończą swój bieg terminalem czołowym, którego szerokość fasady to jakieś 200 metrów. Na zewnątrz okazała kolumnada, mix art nouveau, art deco i klasycyzmu; wewnątrz wysokie sklepienie, lekko zapyziała gastronomia i nieskończone tłumy ludzi – jakieś 330 tys. każdego dnia. Z okien apartamentu mamy widok na koniec hali peronowej, a do samego terminala jakieś 10 minut pieszo. Pomimo leniwego, niespiesznego poranka udaje nam się zameldować na dworcu jakieś 40 minut przed odjazdem. Marzyłem o kawce, natomiast oferta gastro w samym budynku… powiedzmy że nie zachęca. Nie chciało nam się już jednak łazić w tym zaduchu – obczailiśmy windę do zupełnie przeciętnej kawiarni powyżej poziomu torów. Nie szanuję miejsc, które za podwójne espresso kasują dwukrotność pojedynczego i to było jedno z nich. Resztę przemilczę. Na szczęście wizyta była krótka – w końcu na tablicach informacyjnych pojawił się numer toru naszego pociągu i po przespacerowaniu całej długości peronu (do wagonu nr 10) wskoczyliśmy wkrótce do naszej Czerwonej Strzały (dosłownie tak nazywa się we Włoszech kolej dużych prędkości – Frecciarossa). Dystans ok 300km do Florencji pokonuje w mniej niż dwie godziny (z trzema przystankami po drodze), a w przypadkowym momencie kolejowa apka pokazywała utrzymywaną prędkość na poziomie 267km/h. Warto rezerwować z wyprzedzeniem, żeby załapać się na promocje. Ja kupiłem kilka dni przed podróżą i załapałem się jedynie na nieco tańszy bilet przy jednoczesnej rezerwacji dla dwóch osób – 89e w totalu. Cena regularna to 55e od głowy, więc niewiele więcej, niż w naszym rodzimym Pendolino.

Florencja przywitała nas mokrymi ulicami. Musiało padać krótko przed naszym przyjazdem i to wcale nie była dobra informacja. Przy tych temperaturach wilgoć z podłoża zamieniała chodniki w saunę, a my nieroztropnie postanowiliśmy dojść sobie pieszo z walizkami do hotelu. Po tych 2km teoretycznie przyjemnego spacerku nadawaliśmy się już tylko pod prysznic. W ogóle, co za hotel nam się trafił! Ogólnie bardzo trudno było nam znaleźć jakikolwiek sensowny nocleg we Florencji. Ten weekend był mega obładowany w systemach rezerwacyjnych i ciężko było o cokolwiek sensownego blisko centrum poniżej 4-6 tys. PLN za noc 😯 Trzeba było monitorować sytuację na bieżąco i łapać, co akurat wpadło. Z tego powodu też skróciliśmy pobyt we Florencji do jednej nocy. Ostatecznie wyłapałem świetnie oceniany obiekt, nieco na uboczu, 1.5 km od Katedry, zupełnie 'po taniości’, bo jedynie 240e za noc. Hotel mieści się w małej willi i ma tylko kilka pokoi. Wszystko wykończone top materiałami i w świetnym guście. Oprócz łazienki, w samym pokoju mieliśmy 'salon kąpielowy’ z wanną i podwójnymi umywalkami w formie wolnostojących totemów. W łazience spora kabina prysznicowa z ławką w środku miała funkcje hammam, czy tureckiej łaźni. Byłem w wielu hotelach, ale takiego bajeru wcześniej nie widziałem. Ogólnie topka, dbałość o szczegóły, super design, ale nie jest tak, że nie ma się do czego przyczepić. Wychodzi na to, że Włosi wciąż lubują się w jednorazowych naczyniach i sztućcach, czego doświadczyliśmy już dzień wcześniej w bufecie w Navigli. Tutaj w wypasionym hotelu herbatę/kawę w pokoju możesz sobie zrobić w papierowym kubku, a wody napić się z plastikowego i widzę w tym spory rozjazd w 2022 roku. Anyway, jeśli planujecie wizytę we Florencji, zacznijcie planować sobie rezerwacje sporo wcześniej, bo inaczej będziecie bulić.

Nie mieliśmy żadnego konkretnego planu na Florencję, nie robiliśmy rezerwacji na zwiedzanie i godziliśmy się na zignorowanie wstępu do najważniejszych atrakcji. Galeria Uffizi, najważniejsze chyba muzeum sztuki renesansu to według zaleceń jakieś 3 dni zwiedzania, więc zdecydowanie nie na nasz plan. Wieża katedralna w sumie wydała się kusząca (szczególnie 431 schodów w tym upale), ale bilety kupuje się na kolektywne zwiedzanie kilku miejsc i obecnie z co najmniej czterodniowym wyprzedzeniem. Pozostało nam leniwe pogubienie się w uliczkach zabytkowego centrum, oraz nie mniej atrakcyjnych dzielnic po drugiej stronie rzeki Arno. Fine for me.

Była już 16:00, a ja jeszcze nie jadłem tego dnia gelato – najwyższą pora naprawić to zaniedbanie! Lodziarnie są tu na każdym kroku, w większości bardzo dobre, ale zdarzają się też wybitne. Tym razem mieliśmy szczęście i trafiliśmy na jedną z takich – Rivareno. Serio myślę, że to mogły być najpyszniejsze lody w moim życiu – gęste, tłuściutkie, sycące – duża porcja za 5e na luzie zastąpiła lunch. Smaki? Tu nie bawią się w półśrodki i nawet proste propozycje są odpowiednio podkręcone zaskakującymi czasem dodatkami. Moja selekcja: mascarpone z winem i ciepłym czekoladowo-orzechowym sosem + śmietanka z ciasteczkami, masłem z migdałów i orzechów laskowych oraz karmelizowanymi orzechami + solona pistacja 🤤 Ciężko będzie to przebić!

Samo miasto jest z kategorii tych, które są tak ładne, że po jakimś czasie człowiek łapie zobojętnienie. Tu wszystko jest ciekawe, zabytkowe, ładne i po kilku godzinach trudno już się zachwycać na każdym kroku. Oczywiście, pośród tej historycznej zabudowy totalnie wyróżnia się gigantyczna Katedra zdobiona nieszablonowymi kolorami i wzorami. Poza tym ciężko objąć ją wzrokiem stojąc na Placu Katedralnym, a uchwycenie jej na zdjęciu wymaga szerokokątnego obiektywu, lub odejścia w okoliczne uliczki. W ramach jej zwiedzania można wejść nie tylko na wspomnianą już wieżę – Dzwonnicę Giotta, ale też pod dominującą nad miastem (116m wysokości) kopułę o średnicy 45.5m! Oczywiście oprócz uprzedniej rezerwacji należy przygotować się na odstanie w kolejce do wejścia.

Można powiedzieć, że Florencja jest w pewnym sensie ofiarą swojego piękna – jest jednocześnie turystycznym koszmarem. Jeśli widzieliście czyjeś zdjęcia z pustymi ulicami Florencji to są 3 opcje: zdjęcia są zmontowane, robione o 5 rano, albo wykonane w czasach lockdownu. Tłumy są wszędzie i chcąc odwiedzić Florencję, trzeba się z tym pogodzić. Proponuję autocoaching i wrzucenie na luz. Jeśli będziemy się wkurzać, że ktoś nam wchodzi w kadr albo na stopy, po kilku godzinach zwariujemy. Profil turysty? 80% to Amerykanie i to dość dla mnie zaskakujące. W żadnym miejscu, w którym dotychczas byłem, przyjezdni z USA nie stanowiło jakiejś zauważalnej części turystów, a tutaj amerykański akcent słyszymy na każdym kroku! Trochę robimy podśmiechujki, że to musi być dla nich trochę jak Disneyland, skoro u nich stuletnie budynki to zajebiste zabytki 🤣 Po wizycie w 'prowizorycznym’ LA nieco łatwiej mi to zrozumieć.

Na wieczór i golden hour zdecydowaliśmy pójść na Piazzale Michelangelo – plac z tarasem widokowym na zabytkowe centrum, położony na wzgórzu po przeciwległej stronie rzeki. Razem z nami na podobny pomysł tego dnia wpadło pewnie min 1000 innych osób, więc nie mogliśmy narzekać na towarzystwo. Niemniej, kawałek przyjemnego spaceru – dzień znów kończyliśmy z 15km w nogach. Na szczęście, uzupełniam sumiennie kalorie lodami i piwkiem.

Na koniec dnia postanowiliśmy się jeszcze posilić legendarnym florenckim streetfoodem. All’Antico Vinaio to coś w stylu bardziej wypasionego, totalnie włoskiego Subwaya, gdzie dostajesz focaccię wielkości Twojej głowy, wyładowana wedle życzenia szynką, carpaccio, truflami, serem… propozycji jest multum i z chęcią spróbowałbym kilku, ale gwarantuję, że na raz ciężko jest przebrnąć przez jedną kanapkę. Oczywiście wciągnęliśmy ją jak wszyscy, siedząc na krawężniku i popijając zimnym piwkiem. Teraz to już zero potrzeb, wracamy na swoje luksusy, a jutro spędzimy jeszcze cały dzień w Firenze.

Sprawdź też inne wpisy:

Damian Pe

Początkujący bloger, pasjonat podróży na własną rękę, wytrawny łowca promocji, fan koszykówki, miłośnik jedzenia, uzależniony od wszelkiej aktywności fizycznej. Tutaj przeczytasz dzienniki z moich (nie)zwyczajnych wyjazdów wakacyjnych.

Najlepsze wyjazdy